zakrapianie

Estonia, rok 2019

Widzę go po raz pierwszy. K dzwoni i mówi, że nie przyjedzie, kłamie. Smutno; więc przysiaduję się z puszeczką na długiej ławce, gdzie dziwny pan albo to śpiewa po rosyjsku, albo to zaczepia ludzi, a za nim butelka. Częstuje papierosem ostatnim...nie mnie. Siedzę i słucham, a tak - bo rosyjski, który trochę znam. 
Następnego dnia kłamliwa K przychodzi, przeprasza; wie, że się nie gniewam. Mówię choćmy tam gdzie rok temu (tu opisać można oddzielną notką).
Pijemy kawę, wino....ja cię...do K mówię. Naprzeciw na ławce ten dziad rosyjski i znów śpiewa, mamrocze pod nosem. Słucham K, ale patrzę za dziadem. A postawię, K i tak siedzi na telefonie ze swoim amerykańskim boyfriendem. 
Z kilkoma wódkami podchodzę, zagaduję po rosyjsku, że widziałem i rozumiem i jak życie. I nagle z przypadkowych słów rozmawiamy o rosyjskich pisarzach, że on też, że jak chcę to pod dom podejdzie (jeśli takowy posiada...myślę).  O Jerofiejewie, o Bułhakowie, kilku młodych rosyjskich.
Donoszę wódki, K nie podchodzi, ja za to podchodzę, raz to przy K siedzę, raz przy dziadzie, donoszę.
Mówi mi K czy ja się nie obrażę jak ona zaraz przyjdzie, że musi coś. Znów kłamie, ale wiem, że przyjdzie.
To zostaję z dziadem...do upojenia i zwodzi mnie alko do momentu, kiedy pieniądz zostawiam na tacce z wódkami. Dziad jest szybki, nauczony życia na ulicy bierze papiera w rękę i mówi, że odda mi wtedy, kiedy dziewczyna o blond włosach tu wróci, że on wie, że to miłość.
Nie daruję, krzyczę, po rusku klnę jak szewc.. Nie daruję, że nabrał, że czekać nie będę i już. Dzwonię do K- ta mówi, że teraz nie może, znów kłamie; dzwonię po estońskich panów policjantów. W międzyczasie szarpię się, a rosyjski dziad-pisarz wkłada rękę w kieszeń i mówi, że ma broń. Ma wyobraźnię, nie ryzykuje.
Przyjeżdżają policjanty, ja im, że zabrał, to oni do niego. 
Za chwilę z papierem wracają...oddał.
Dziękuję, a zza kołnierza krzyczę, do dziada, że jak tak mógł, że mu zaufałem. 
A potem K przychodzi i mi kłamie. Patrzę na nią i jestem zawiedziony; mówię, że mogłem umrzeć jak ona siedziała sobie w kasynie; że ja wiem, że kłamie.
Oh nie unoś się, chodź... pod rękę mnie bierze, taki ciekawy bar niedaleko jest.
Kupiła mnie. Idziemy

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Żeby tylko

Dyżurny

Inny świat