Franek

Polska, miasto rodzinne , miejsce centralne - wrzesień 2019



  Komuchy do puchy - ryczy jeden z przebarwionych stojących na rynku. Delikwent zatacza się i groźnie patrzy. Kapsel! kapsel! - krzyczy jeszcze głośniej, aż wszyscy się patrzą.
To może na przekleństwo, że butelka zamknięta, a pragnienie duże, ale nie…
Zza rogu wyłania się nadszarpany kundel, który bezpłciowym okiem patrzy na swojego pana.
Merda ogonem, a w pysku trzyma czerwone, pokaźnej wielkości jabłko.
 -Kapsel, no gdzie kurwa łazisz – mówi przebarwiony i wyciąga z pyska psa jabłko; nadgryza głośno, by koledzy słyszeli.
Kapselku, idź jeszcze po jedno. Pies rozumie komendę i  zaraz to skrada się pod warzywniakiem wyciągając za ogonek kolejne dorodne jabłko.
Koledzy się śmieją, ale to ze szczęścia. Pieniędzy dziś przyszło więcej, a na dodatek te jabłka.

  Następnym razem znów to samo. Kolejny dzień zbioru przebarwionych, lecz tym razem cóż to. Kontuzja?
Stoję na przejściu dla pieszych i widzę jak w kwiecie trotuaru leży właściciel Kapsla. Jest przy nim kolega, który martwi się czas jakiś; widać, że się stara.
 -No wstawaj kurwa Franek, a jak nie to po pogotowie zadzwonię.
Długo tam nie leży, ale widać, że w kwiatach dobrze mu i dobrzy panowie strażnicy też przychodzą i o zdrowie się jego pytają, wzywają pomoc.
Franek jest dziś popularny.
Muszę patrzeć na ów spektakl , gdyż pogotowie staje tuż za moim autem uniemożliwiając mi całkowicie wyjazd.
Komuchy do puchy ! – krzyczy jeszcze raz Franek niesiony na noszach. Zapalają się światła, syreny nie wyją, zatrzaskują się drzwi. Nagle miasto cichnie, koledzy przebarwieni patrzą na zegarek. Zza rogu wynurza się Kapsel, który też ma dość.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Żeby tylko

Dyżurny

Inny świat