Polska - Krynica, czas przemiany, 2012
Korytarz
jest zupełnie przypadkowy, Idę wzdłuż
linii lamperii ku celowi, do Bieńczyka na warsztaty.
-Ty, słuchaj, bo
mnie się wydaje, że Ty się nadasz – wygarnia mnie głos z korytarza i zabiera na
badania własnego ja….
-Ale ja, ja do
Bieńczyka panie profesorze, ja teraz nie…
Zupełnie mnie nie słucha.
Zaraz godzę się, że w ten sposób jakoś inaczej będzie,
człowiek w inny sposób jakoś do tego podejdzie, a co tam ..i tych “co tam” parę
w głowie .
Noo dobra, zostaję
Włodek, pan Włodzimierz wtedy (proszę wybacz
czasie) mówi do mnie o sztuce, która odbyć ma się, a nigdy nie zaistniała, a ja
ten co przetworzyć mógłby ją, przeczytać razy kilka.. a później zobaczymy.
Wcalę się nie godzę, ja po prostu to przyjmuję i
mimo stresu wchodzę w mantrę jego myślenia. Ubieram się w jego strój, przyjmuję
jego perfumy i kilka kieliszków wódki.
Budzi we mnie pewnego aktora, którym zaraz być
mam i nie wiem jak to się dzieje, ale sztuka, którą przeczytałem razy kilka
przekracza inne pole myślenia i wg innych słów się dzieje. Zahipnotyzowany
zaburzam jej tok i zapętlam ją w mój rytm.
Tymczasem wokół tańczy się, dwoi, troi mechanizm tworzenia. Napędzam się, wierzę,
bardzo wierzę, czuję.
On wciąż korektuje, ale uważnie słucha i
poprawia.
Czas zaciął się i nim się spostrzegam nadchodzi
czas premiery, gdzie patrzą wszyscy. Jest Bieńczyk; którego olałem; pani
Gabriela, co nie wierzy, że to z dziś tylko; wszyscy wokół co ze mną i
przyjaciel, który obok stoi i też ze mną monolog tworzy.
Łatwo
jest być aktorem patrząc w sufit, niełatwo odnaleźć tak głęboko swoje ja. Wszystko
dzieję się w wirze, szaleniec Włodek na scenie domyka moje zdania.
Sam nie wiem jak to się dzieje, ale…
to koniec.
Oklaski, brawo, brawo
Wszyscy jesteśmy skończeni.
Wychodzę
i nie mogę znaleźć swojego ja. Oddać ubranie, podziękować, napić się wódki dla
spokojności.
Myślę, że pierwszy pukam w te drzwi.
Tak….prawie.
Za chwilę będzie nas tam chmara.
Teatr tworzą ludzie codziennie,przez całe życie,grają role konwenansów ,dobrych manier sztucznych uśmiechów,hipokryzji itd,,. Natomiast w sztuce teatralnej są sobą.Jest to jeden z moich postulatów.Nie będę tego rozwijał.Sądzę,że powyższy tekst o tym mówi.Mówi o chęci odnalezienia siebie. Jeżeli się mylę to proszę o polemikę. Adam T.Szymański
OdpowiedzUsuń